Adwent minął już swoją połowę, coraz bliżej święta Bożego Narodzenia. Dla jednych jest to czas radosnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela, który zmienia całe dotychczasowe życie, dla innych coroczny szał zakupów, który nie ma nic spólnego z przemianą serca.
Jak bowiem odnieść się do słów Izajasza, który mówi: „Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu!” (Iz 40,3), czy też do słów Jana Chrzciciela, który woła: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki” (Mk 1, 3), gdy nie widzę swojego grzechu? Konieczne jest przyjęcie z wiarą Słowa Boga, aby mogło Ono mnie przemienić.
Trzeba zauważyć, że czas Adwentu jest nam dany po to, abyśmy umieli dorosnąć do przyjęcia tego wielkiego daru, jakim jest przyjście Boga na świat. Tak więc jaki jest nasz Adwent, takie przeżywanie Bożego Narodzenia, czasu tego wielkiego misterium. Bo w tym czasie to właśnie Bóg przychodzi do nas, to nie my wybieramy się do Niego. Adwent to nasze oczekiwanie na przyjście, na narodzenie się Boga. Mam być gotowy, aby przyjąć to co dla człowieka jest wręcz niepojęte: Wszechmocny Bóg rodzi się jako małe bezbronne dziecko. Czy więc jestem w stanie dostrzec tak przychodzącego Boga, który swoim przyjściem nadaje sens całemu mojemu życiu?
Owocne przeżycie świąt Bożego Narodzenia to owocne przeżycie Adwentu, oczekiwanie każdego dnia na przyjście Pana. To radość, którą chcemy przeżywać w naszej codzienności. Normalnie Adwent ma być czasem refleksji i duchowej przemiany naszego życia. Przemiany, służącej odejściu od zła grzechu, aby wybrać drogę prowadzącą do Boga. Właśnie w Adwencie słyszymy wołanie Jana Chrzciciela: „prostujcie drogę Panu”. To wołanie dotyczy każdego chrześcijanina, niezależnie od jego drogi życia. Adwent bowiem ma być szczególnym czasem, który ma nas odważnie prowadzić w kierunku spraw Bożych. Czy tak jest istotnie?
Adwent to ma być czas nieustannego oczekiwania, wypatrywania w swoim życiu Zbawiciela. To oczekiwanie wiąże się z potrzebą gotowości, bycia zdecydowanym na to ostateczne spotkanie. To czas naznaczony treścią, która zawiera się w słowach: Marana tha! Przyjdź Panie Jezu. Przyjdź i nie zwlekaj. Ilu jest tych współczesnych, którzy nie mogą doczekać się przyjścia Jezusa, który całemu ziemskiemu pielgrzymowaniu człowieka nadaje sens? Ilu jest tych, którzy autentycznie oczekują podczas tych świąt radości Narodzenia Zbawiciela?
Wcale niemało jest tych, którzy nie mówią „Przyjdź Panie Jezu”. Tak wielu nie dostrzega tej radości, nawet gdy w III niedzielę Adwentu, zwaną niedzielą Gaudete, różowe szaty kapłana przypominają nam: „Gaudete in Domino”, radujcie się w Panu. Teksty liturgii tej niedzieli przepełnione są radością z zapowiadanego przyjścia Chrystusa i odkupienia, jakie przynosi. Dla wielu jednak szczytem świątecznej radości są pełne wózki w markecie, które mają wypełnić ich puste serca. Serca poranione, obolałe, często przeżywające samotność we dwoje, które nie szukają jednak Boga. Godzinami każdego dnia wpatrują się w różne programy, ale tam nie znajdują Boga. Zakupy stały się dla nich poszukiwaniem, jakimś antidotum na różne problemy życia czy nawet nieszczęścia. Poddając się trendom, jakie niesie ze sobą świat, to właśnie market staje się świątynią konsumpcji, gdzie wielu przeżywa swoją nową formę religijności. Bogiem staje się pieniądz i to jego posiadanie zaspokaja wszystkie pragnienia. Ale tylko doczesne i do tego nie wszystkie. A co z resztą, co z sensem życia, co z tym, o czym mówią prorocy Adwentu: Izajasz, Jan chrzciciel... Po prostu najzwyczajniej w świecie tak wielu gubi Jezusa każdego dnia Adwentu, a już całkowicie zatraca Go w świątecznym szale, jakim jest kupowanie, kupowanie, kupowanie...
Ważne stało się świętowanie, bo to czas inny niż codzienność, celebrowanie, ale nie spotkania z Bogiem. Dobre zakupy, ciekawa promocja to jest to, o co warto powalczyć. Te najbardziej skomercjalizowanie święta w roku nie prowadzą wielu do autentycznego oczekiwania na Jezusa i Jego narodzenia. Dla większości święta to oczekiwanie tylko na ciekawe i „wystrzałowe” prezenty, a nie na narodzenie Boga. Po co jakieś Roraty, lampiony. Przecież ten czas to czas wypoczynku, w którym oczekiwanie na Emmanuela zajmuje czas porządków, szał zakupów, po prostu czas coraz większej obojętności na sprawy Boga. Tak wielu nauczyło się przeżywać święta Bożego Narodzenia bez Boga, po prostu jak czysty folklor. W życzeniach ważne jest zdrowie, a nie narodzenie się Boga. A właściwie to po co ten Jezus ma się we mnie narodzić? A jeśli się nie narodzi, to czy stanie się mi coś złego? Tak powszechna postawa ponowoczesności każe wyrzucić Boga z życia i z perspektywy, aby przez przypadek nie urazić jakiegoś ateisty...
Czy to ironia, że w święta Bożego Narodzenia tak wielu zgubił się gdzieś ten Jezus? Nie, oni po prostu tak chcą przeżywać te święta. Te święta dla nich to taki zakupowo - odpoczynkowy mix. Czasem mówię „festiwal zakupów”, bo oni nie szukają w tych świętach żywego Jezusa. Nie tęsknią za spotkaniem z żywą Osobą. On już dawno stał się dla nich zbytecznym, archaicznym motywem tych świąt. Takim przeżytkiem, z którego pozostał tylko biały opłatek, jako ciekawa forma życzeń, oryginalna...
W te święta przychodzi do nas Emmanuel, Jezus - Bóg z nami. Jest i czeka na nas. Jednak tak jak było to w Betlejem, dzisiaj Jezus też nie znajduje miejsca w tak wielu sercach. Nie chcą Go przyjąć, wolą byle jaki program, dobre zakupy, czasem zbyt dużo alkoholu. Ale nie czekają na Jezusa. Pozbyli się Go cicho i dyskretnie. Nie chcą, aby Bóg narodził się w ich sercu. Nie jest im potrzebny. Stał się martwą figurą, figurantem w ich życiu. Zupełnie inaczej niż dla św. Szczepana. Właśnie jego postawa podczas świąt Bożego Narodzenia wskazuje, jak Jezus może nas przemienić, jaką może mieć dla nas wartość. Jak nasze życie może stać się heroiczne pięknem umiłowania Jezusa. To właśnie Szczepan działał znaki i cuda, wielkie znaki i wielkie cuda. Oczywiście mocą bożą. Jego wierność Jezusowi to wzór postępowania dla każdego chrześcijanina. Nie zaparł się Jezusa i nie cofnął się nawet przed męczeństwem. Był świadkiem Jezusa aż po grób i jego świadectwo jest dla nas pięknym wzorem, wobec modnej dzisiaj dla wielu postawy umiarkowanej, czy wręcz relatywizmu religijnego.
Poszukiwanie Boga, oczekiwanie na Niego dla wielu skończyło się bardzo dawno. Nie oczekują zbawienia, to słowo nie istnieje w ich domu, w planie ich życia. Ono się nie zgubiło, ale sami je wyrzucili poza swoje życie. Życie bez zbawienia to życie bez sensu, to jak chodzenie w ciemności. Dlaczego? Doskonale ujmuje to św. Jan Ewangelista, mówiąc na czym polega sąd tych ludzi: „ A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki” (J 3,19). Umiłowanie ciemności, bo złe były i złe są ich uczynki. To ucieczka przez prawdą, a to właśnie przychodzący Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem.
Radosne święta Bożego Narodzenia to czas świadectwo kim dla ciebie jest Jezus. Już czas Adwentu jako radosne oczekiwanie wprowadza nas w czas świętowania narodzenia naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Ma to zasadnicze znaczenie, by spojrzeć na narodzenie Jezusa nie tylko jako postaci historycznej, ale pozwolić by ON narodził się w moim życiu jako Pan i Zbawiciel. Narodzenie Mesjasza jest wypełnieniem obietnicy Ojca, jest czasem wielkiej radości, radości, którą chrześcijanin zanosi innym. Tak więc Boże Narodzenie jest czasem, gdy mamy opowiadać Ewangelię, czyli dobrą nowinę o zbawieniu. Rozgłaszać ją, zanosić ją innym. To posłanie każdego ucznia Jezusa, które ani na chwilę nie przestało być aktualne. Ewangelista Mateusz przypomina nam słowa Jezusa: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,26).
Można bowiem podczas świąt Bożego Narodzenia odnieść szkodę na duszy, gdy pominiemy w tych świętach Jezusa. Każdego roku coraz więcej osób wzrasta w obojętności na Boga, tak również wychowuje swoje dzieci. Wielu przestaje martwić to, że wchodzą tylko w pusty rytuał, puste zachowania, które oddalają od wiary, stają się zaś tylko wypełnieniem czasu, który nadchodzi wraz z kalendarzem. Celebrowanie świąt może być święte, ale stało się puste, głośne i na pokaz.
Święta bez Jezusa podkreślają naszą wewnętrzną pustkę, bo stawiamy w domu szopkę, ale w naszym sercu nie rodzi się Jezus. W centrum radości świąt Bożego Narodzenia znajduje się nowonarodzony Chrystus. Żywy Bóg, żywa Osoba. To nie choinka, krasnale, prezenty, programy. Bez bliskiej więzi z narodzonym Jezusem niemożliwa jest radość spotkania Emmanuela. Pozostanie ci tylko spotkanie z komercyjną oprawą wolnych dni. Pozostaną puste dekoracje i powierzchowność na pokaz, bo... w twoim sercu nie narodził się Zbawiciel.
Absolwent teologii i teologii duchowości, zawodowo zajmuje się również informatyką. Jego zainteresowaniem jest duchowość we współczesnym świecie, wpływ nowoczesnych mediów i ponowoczesnej kultury informatycznej na współczesną wiarę i kondycję duchową społeczeństwa w ponowoczesnym świecie i Kościele.